Max
Caroll, ubrany jak przystało na syna zamożnych ludzi, wszedł do
ogromnej biblioteki swojego brata. Jak się spodziewał tam właśnie
go zastał. Siedział przy drewnianym biurku znowu coś pisząc. Jego
brat jest pisarzem. Pisze bajki dla dzieci. Max jednak nie uważa by
były one dla dzieci.
Podszedł
do brata.
-Lewis!
Co tym razem piszesz? Mogę to zobaczyć? Mogę coś dopisać? - na
jego dziecięcej twarzy pojawia się radosny uśmiech. Znika jednak,
i zastępuje go przerażenie zmieszane ze zdziwieniem, gdy zobaczył
twarz brata. Nieruchoma i blada jak u trupa. I te oczy. Świdrujące
brązowe oczy. Czuje jak wiercą w nim dziurę, czuje ból.
Nieświadomie dotyka lewej strony klatki piersiowej. Jest cała.
Oddycha z ulgą.
-
B...bracie? C..co się stało?- w jego głosie słychać było
przerażenie. Lewis Caroll, na co dzień miły, spokojny człowiek, w
tej chwili ma wzrok jak Asasyn Genli- postać z książki jaką
ostatnio przeczytał Max. Starszy z rodzeństwa wreszcie się
odezwał:
-Głupcze-
zaczyna powoli choć zdecydowanie- nie wiesz, że nigdy - jego głos
przybiera na sile stopniowo zamieniając się w krzyk- Nigdy
przenigdy NIE DOPISUJE SIĘ NICZEGO DO OPOWIEŚCI INNEGO PISARZA!?
NIE WIESZ, ŻE PISZĄC, TWORZYSZ NOWY ŚWIAT W INNYM WYMIARZE, ŚWIAT
KTÓRY MOŻE ZMIENIAĆ JEDYNIE TWÓRCA?!
Popatrzył
na przestraszonego chłopca. W jego oczach na chwilę zamigotało
zmieszanie, po czym na twarzy znów pojawił się uśmiech
– Przepraszam-
powiedział już normalnym dla niego tonem. - za bardzo się
uniosłem. Skończyłem pisać właśnie nową opowieść. Jest
bardzo niestabilna. Bardziej niż inne. Jedno słowo zmienisz,
usuniesz, a będzie już innym światem.
-Jaki
jest jej tytuł? - pyta najmłodszy członek rodziny Carollów.
-Alicja
w Krainie Czarów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz